Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/387

Ta strona została przepisana.

dozwolił dawnemu panu swojemu przekonać się jeszcze raz o jego tożsamości; gdy zaś nasz mieszczanin tem był zajęty, podskarbi podwinął habit i przygotował się.
Wszyscy zakonnicy natychmiast otoczyli mistrza i ucznia.
Gorenflot pochylił się do ucha swojego przyjaciela.
— Nieprawdaż, że to równie zabawne jak śpiew nieszporny?... — rzekł naiwnie.
— Tak mówią dragoni — równie naiwnie odparł Chicot.
Dwaj walczący stanęli do boju; Boromeusz, chudy i kościsty, nietylko miał za sobą wzrost, ale pewność i doświadczenie.
Oczy Jakóba żywym ogniem zabłysły, a policzki gorączkowo poczerwieniały.
Widać było jak powoli opadała zakonna maska Boromeusza, który, czując floret w ręku, uniesiony zapałem walki, przemienił się w wojownika.
Każde pchnięcie łączył on albo z napomnieniem, albo też z radą lub naganą; lecz częstokroć siłą, szybkość i zapał Jakóba tryumfowały nad korzyściami jego mistrza, i brat Boromeusz otrzymał kilka należytych pchnięć w same piersi.