Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/389

Ta strona została przepisana.

I dodał głośno:
— Gdyby Jakób miał więcej zimnej krwi, pewien jestem, że wyrównałby nauczycielowi.
— Nie sądzę — rzekł Boromeusz.
— A ja sądzę przeciwnie, jestem nawet tego pewny.
— Ban Briquet, jako znawca, cierpko powiedział Boromeusz, powinienby może sam spróbować sił Jakóba; wówczas lepiej umiałby zdać sobie z nich sprawę.
— O! jam już za stary — odparł Chicot.
— Tak, ale mądry — mruknął Boromeusz.
— A! ha! drwisz, pomyśl Briquet; czekaj, czekaj, lecz dodał: jest jedna rzecz, która ujmuje wartości mojemu spostrzeżeniu.
— Jaka?
— To, że brat Boromeusz, jako zacny nauczyciel, przez grzeczność pozwolił Jakóbowi dotknąć czasem piersi swoich.
— A! ha!... — powiedział Jakób także marszcząc brwi.
— Nie, nie — odparł Boromeusz wstrzymując się, ale wściekły w głębi duszy — zapewne, że kocham Jakóba, lecz nie psuję go podobnemi grzecznościami.
— Dziwna rzecz — rzekł Chicot mówiąc sam do siebie, a ja inaczej sądziłem, przepraszam.