Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/402

Ta strona została przepisana.

— A!... przyjacielu, gdybym był o tyle wolnym co dawniej — wzdychając, odrzekł Gorenflot.
— Tak, ale nie jesteś nim...
— Wielkość przykuwa mię do miejsca — szepnął Gorenflot.
— Niestety!... — powiedział Chicot — nie wszystko można mieć od razu; skoro więc wyrzec się muszę twojego szanownego towarzystwa, ukochany przeorze, poprzestanę na towarzystwie małego brata Jakóba.
— Małego brata Jakóba?...
— Tak jest, ten zuch bardzo mi się podobał.
— Słusznie, to rzadki chłopak, który daleko zajdzie.
— Ja go najpierwej zaprowadzę o dwieście pięćdziesiąt mil ztąd, jeżeli pozwolisz.
— I owszem, przyjacielu.
Przeor zadzwonił. Natychmiast przybiegł brat służbowy.
— Zawołać tu brata Jakóba i brata odbywającego posyłki do miasta.
W dziesięć minut później obaj przywołani stanęli na progu drzwi.
— Jakóbie — rzekł Gorenflot — poruczam ci nadzwyczajną misyę.