— Mnie, wielebny księże przeorze?.. — zapytał zdziwiony młodzieniec.
— Tak jest, będziesz towarzyszył panu Robertowi Briquet w jego wielkiej podróży.
— O!.. — zawołał uradowany młodzieniec — ja w podróży z panem Robertem Briquet, ja na świeżem powietrzu, ja swobodny!.. A!.. panie Robercie Briquet, będziemy się codzień fechtowali, nieprawdaż?
— Tak, mój synu!...
— I będę mógł zabrać mój muszkiet?..
— Zabierzesz...
Jakób podskoczył i z radośnym okrzykiem wybiegł z pokoju.
— Teraz — rzekł Gorenflot — proszę cię przyjacielu, wydaj rozkazy posłańcowi. Przystąp bracie Panurgiuszu.
— Panurgiusz... — odpowiedział Cbicot, w którym to imię obudziło miłe wspomnienia — Panurgiusz?
— Tak jest, niestety! — odrzekł Gorenflot — wybrałem tego brata, bo się nazywa podobnie jak tamten, który dawniej odbywał posyłki.
— A więc dawny nasz przyjaciel, już nie pełni służby?...
— Umarł — odrzekł Gorenflot — umarł.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/403
Ta strona została przepisana.