Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/407

Ta strona została przepisana.

— Dobrze.
— I że przyszedłeś po list.
— Jaki list?...
— Czy znowu!...
— A! prawda.
— Mój przeorze — rzekł Chicot, obracając się do Gorenflota — wołałbym tamtego Panurgiusza.
— Czy tylko to mam dopełnić?... — zapytał goniec.
— Dodasz, że „Cień” tymczasem zaczeka na drodze do Charenton.
— A więc na tej drodze mam się z panem spotkać?...
— Tak.
Panurgiusz zmierzył ku drzwiom i podniósł zasłonę chcąc wyjść; przyczem zdawało się Chicotowi, że Panurgiusz czyniąc to, odsłonił jakiegoś podsłuchiwacza.
Ale zasłona tak szybko napowrót opadła, iż Chicot niemógłby zaręczyć, czyli to, co brał za rzeczywistość, nie było tylko przywidzeniem.
Jednakże wnet prawie zupełnego nabył przekonania, że podsłuchującym jest brat Boromeusz.
— A!.. podsłuchujesz — pomyślał — tem lepiej, bo umyślnie będę mówił tak, abyś słyszał.