Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/409

Ta strona została przepisana.

— Będziesz miał dobrego towarzysza podróży z Jakóba i dobrze uczyniłeś, żeś o niego prosił; mały łotr rozumie po łacinie.
— Wyznaję, że mi się bardzo podobał.
— Już dlatego samego byłbym ci go dał, przyjacielu; ale mniemam także, że w razie spotkania, będziesz miał w nim pomocnika dzielnego.
— Dziękuję, kochany przyjacielu, teraz już mi tylko pozostaje pożegnać cię.
— Bywaj zdrów.
— Co czynisz?
— Myślę udzielić ci błogosławieństwa.
— Ba! bezpotrzebnie, mówiąc między nami — rzekł Chicot.
— Masz słuszność — odparł Gorenflot — to dobre dla nieznajomych.
I obaj przyjaciele czule się uściskali.
— Jakóbie, — zawołał przeor — Jakóbie!
Panurgiusz wyjrzał z pomiędzy drzwi.
— Co?... jeszcze niepojechałeś?.. — zawołał Cbicot.
— Przepraszam pana.
— Ruszaj żywo — rzekł Gorenflot — bo panu Briquet pilno; a gdzie Jakób?...
W tem pokazał się brat Boromeusz, ze słodziuchną minką i uśmiechem na twarzy.
— Gdzie brat Jakób? — powtórzył przeor.