— Doprawdy?.. — powiedział Boromeusz na w pół przekonany szczerą i dobroduszną miną Chicota. który wyznajmy, zrobił się bardziej niż kiedykolwiek garbaty, pokrzywiony i zezowaty.
— A przytem tchu mi brakuje — dodał Chicot — uważałeś zapewne, że nogi mi już nie służą. Oto cała moja wada.
— Niech mi wolno będzie zrobić panu uwagę, że ta wada szkodliwszą jest jeszcze w podróży, niż w robieniu bronią.
— A! to pan wiesz, że ja mam podróż przed sobą? — niedbale zagadnął Chicot.
— Panurgiusz mi to powiedział — odparł zarumieniony Boromeusz.
— Dziwna rzecz, nie sądzę, abym o tem co wspominał Panurgiuszowi; ale nic nie szkodzi, nie mam powodu ukrywania. Tak bracie, wybieram się w podróż do mojego kraju, gdzie majątek posiadam.
— Czy wiesz panie Briquet, że zbyt wielki zaszczyt czynisz bratu Jakubowi?
— Tem, że ma mi towarzyszyć?
— Raz tem, a drugi raz, że króla zobaczy.
— Albo jego kamerdynera; być może, a nawet najpewniej brat Jakób, nic innego nie zobaczy.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/414
Ta strona została przepisana.