— Plan powiedz raczej; udziel mi go zatem.
— O! jest to pomysł kobiecy i zapewne śmiech w tobie wzbudzi.
— Niech mię Bóg broni, abym miał ranić twoję autorską miłość własną! No, jakiż jest ten plan?
— Żartujesz sobie ze mnie, Mayenne.
— Nie, słucham cię owszem.
— Otóż! krótko mówiąc...
Wtem odźwierny uchylił zasłonę.
— Czy Wasze Wysokości raczą przyjąć pana de Mayneville?... — zapytał.
— Mój wspólnik — rzekła księżna, niech wejdzie.
Pan de Mayneville wszedł rzeczywiście, i ucałował rękę księcia de Mayenne.
— Słówko, Jaśnie oświecony panie — rzekł przybywam z Luwru.
— I cóż?... — zawołali razem Mayenne i księżna.
— Domyślają się, że Wasza książęca mość przybyłeś.
— Jakto?
— Rozmawiałem z dowódcą posterunku przy Saint-Germain l’Ąuxerrois, w tem przejeżdżali dwaj gaskończycy.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/441
Ta strona została przepisana.