— Czy znasz ich?
— Nie; byli zupełnie nowi i nieznani.
— Krwi boska!... — powiedział jeden, przepyszny masz kaftan, ale w razie potrzeby, nie wyświadczy ci on takiej przysługi jak wczorajszy pancerz.
— Ba! ba! choć miecz pana de Mayenne bardzo mocny — odparł drugi — załóżmy się, że nie uszkodzi zarówno tego atłasu, jakby nie uszkodził pancerza.
I gaskończyk zaczął się rozszerzać z przechwałkami zapowiadającemi, iż wiedzą, że jesteś blisko.
— A do kogóż należą ci gaskończycy?
— Niewiem.
— I odjechali?
— O! nie, owszem, wśród głośnych okrzyków powtórzyli kilkakrotnie imię Waszej wysokości, a kilku przechodniów zatrzymało się pytając, czy Wasza wysokość przybyłeś na prawdę. Właśnie mieli odpowiedzić na to pytanie, gdy znagła jakiś człowiek przystąpił do gaskończyka i dotknął jego ramienia; jeżeli się nie mylę, człowiekiem tym był Loignac.
— Cóż więcej?... — spytała księżna.
— Gdy kilka słów pocichu z sobą zamienili,
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/442
Ta strona została przepisana.