— Cóż znowu! panie de Loignac — zawołał zagadnięty — alboż to pan nie poznajesz syna jednego z przyjaciół dziecinnych lat twoich, który nieraz skakał na pańskich kolanach?
— Nie.
— Nie poznajesz pan Pertinaca de Monterabeau? — powtórzył zdziwiony młodzieniec.
— Skoro jestem na służbie, mój panie, nie poznaję nikogo. Proszę o kartę?
Młodzieniec w pancerzu podał kartę.
— Pertinax de Monterabeau, 26 października, o samem południu, brama świętego Antoniego! Przejdź pan.
Młodzieniec, nieco zdziwiony przyjęciem, połączył się z Perdukasem, który czekał na otwarcie bramy.
Następnie zbliżył się trzeci gaskończyk z żoną i dziećmi.
— Pańska karta? — spytał Loignac.
Posłuszna ręka natychmiast zagłębiła się w kozłowej torbie, która mu na prawym boku wisiała.
Lecz nadaremnie; dziecię, które gaskończyk trzymał na ręku, przeszkadzało mu, nie mógł więc znaleźć żądanego papieru.
— Cóż pan u dyabła robisz z tem dzieckiem, widzisz przecie, że ci przeszkadza!
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/45
Ta strona została przepisana.