— To mój syn, panie de Loignac.
— Dobrze, ale posadź go pan na ziemi.
Gaskończyk usłuchał, dziecię kwilić zaczęło.
— Pan więc ożeniłeś się?... — zapytał Loignac.
— Tak, panie oficerze.
— W dwudziestym roku życia?
— Wiadomo panu, że u nas żenią się za młodu, boś sam panie de Loignac, pojął żonę, mając lat ośmnaście.
— Masz tobie — pomyślał Loignac — i ten widzę, zna mię także.
Tymczasem zbliżyła się kobieta, a z nią dzieci, wiszące u jej sukni.
— A dlaczegóż niemiałby być ożeniony?.. — spytała, prostując się i usuwając z ogorzałego czoła czarne włosy, które kurz pozlepiał jak ciasto — czy w Paryżu małżeństwo wyszło z mody?.. Tak, panie, on ożenił się, i oto jeszcze dwoje dzieci, które go ojcem nazywają.
— Tak jest, ale są to tylko mojej żony synowie, panie de Loignac, również jak i ten słuszny chłopak, który się tam ukrywa; przystąp Militorze i pozdrów pana de Loignac, naszego współziomka.
Szesnasto czy siedemnasto-letni, silny i zwin-
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/46
Ta strona została przepisana.