— Zdaje mi się. że mi pan chcesz dać naukę?
— Ja panu nic dać nie chcę.
— O! mój panie — rzekł Sainte-Maline podjeżdżając bliżej towarzysza, chciej-no to jeszcze raz powtórzyć.
— A to na co?
— Bo nie rozumiem pana.
— Uważam, że pan szukasz kłótni, wszak prawda?... — flegmatycznie zagadnął Ernauton. Tem gorzej dla pana.
— Z jakiegoż to powodu szukałbym kłótni? Alboż znam pana?... — odparł Sainte-Malino pogardliwie.
— Pan mię znasz doskonale — rzekł Ernauton. Obydwa z jednych okolic jesteśmy a domy nasze odległe od siebie tylko o dwie mile, wszędzie mię tam znają, jako potomka starożytnego szczepu; nakoniec, pana do wściekłości pobudza obecność moja w Paryżu, gdzie mniemałeś, że samego tylko ciebie powołano; a powtarzam, do wściekłości tem większej, że król kazał mi wieźć list swój.
— Otóż tak jest — zawołał Sainte-Maline blady z gniewu — przypuszczam, że to prawda.
Lecz wynika ztąd jedna okoliczność...
— Jaka?
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/486
Ta strona została przepisana.