— Dla Boga! pan mi każesz czekać — powiedział Sainte-Maline, a tymczasem kobietom w oczy zaglądasz.
— Bardzo przepraszam — odrzekł Ernauton i ruszył dalej.
Obaj młodzieńcy, odtąd nic z sobą nie mówiąc, wielkim kłusem przejechali ulicę i przedmieście Saint-Marceau.
Sainte-Maline pozornie zdawał się dosyć spokojny; lecz rzeczywiście gniew wstrząsał wszystkiemi muskułami jego ciała.
Poznał zresztą, i to go tem bardziej drażniło, że chociaż jest dobrym jeźdzcem, lecz nie zdąży wraz z Ernautonem, gdyż koń jego już się spocił, mimo że jeszcze nie biegł, a koń Ernautona dotąd nieokazywał znużenia najmniejszego.
Mocno tem zajęty, zapragnął koniecznie dowiedzieć się, co jego wierzchowiec dokazać zdoła i ciągle dręczył go pręcikiem i ostrogą.
To naleganie pokłóciło jeźdzca z koniem. Kłótnia ta nastąpiła w okolicach Biewry. Zwierzę nie było powolne, równie jak Sainte-Maline, ale pamiętne na swój ród Normandzki, wytoczyło proces jeźdzcowi i wygrało.
Najprzód w bok się rzuciło, potem wspięło, wreszcie poskoczyło ku rzece, gdzie pozbyło się jeźdźca, tocząc się wraz z nim do wody.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/489
Ta strona została przepisana.