ku Paryżowi, a Chicot ruszył w dalszą drogę krokiem, któregoby mu najlepszy muł pozazdrościł.
Gdy Chicot znikł, Ernauton zaledwie sto kroków ujechawszy, zatrzymał konia i rzekł do Sainte-Malina:
— Teraz, jeżeli pan chcesz, możemy zsiąść z koni.
— A to dla czego? — spytał zdziwiony Sainte-Maline.
— Dopełniliśmy naszej powinności, możemy zatem rozprawić się z sobą. Uważam, że miejsce jest bardzo stosowne do tego rodzaju rozmowy.
— I owszem — odparł Sainte-Maline, zsiadając z konia podobnie jak jego towarzysz.
Wtedy Ernauton przystąpił ku niemu mówiąc:
— Wiadomo panu, że bez żadnego powodu z mojej strony a bez żadnego pomiarkowania z pańskiej, przez całą drogę ciężko mię obrażałeś. Co większa chciałeś mię zmusić, abym się wziął do oręża w chwili niewłaściwej, na co zezwolić niechciałem. Teraz nadeszła chwila właściwa, mogę więc służyć panu.
Sainte-Maline słuchał tych słów stojąc ponury zmarszczony, lecz o dziwy! niechciał bić
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/501
Ta strona została przepisana.