Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/512

Ta strona została przepisana.

— A cóż, panie, czy dostałeś co od króla?.. — spytał.
— Król dał mi swą rękę do pocałowania — z uśmiechem odpowiedział Ernauton.
Sainte-Maline zgniótł swój łańcuch tak silnie, iż skruszył jedno ogniwo.
Obaj w milczeniu udali się do kwater swoich.
Wchodząc do sali usłyszeli głos trąby, hasło to wywołało wszystkich czterdziestu pięciu z ich kwater, jak pszczoły z ula.
Każdy pytał czy nie zaszło co nowego, a korzystając z chwilowego zebrania, podziwiał zmianę osoby i ubioru swojego towarzysza.
Wielu wystąpiło zbytkownie, inni znów bez gustu, ale świetność brak dobrego smaku wynagradzała.
Z resztą posiadali to czego d’Epernon pragnął, jako dosyć zręczny polityk, choć zły żołnierz; jedni byli młodzi, drudzy silni, inni doświadczeni.
W ogóle podobni byli do korpusu oficerów w miejskim stroju, z wojskową postawą.
Po większej części wystąpili z długiemi szpadami, brzęczącemi ostrogami, najeżonym wąsem, w butach i rękawiczkach koźlich lub bawolich,