Robert Briquet, jako filozof wszystko badający i jako mędrzec, który ze wszystkiego samą istotę wydobywa, spostrzegł, że ostateczne rozwiązanie wyżej opisanej sceny, nastąpi przy samej bramie i że szczegółowe rozmowy jezdnych, mieszczan i wieśniaków, już go nie nauczą nic więcej.
Zbliżył się zatem, o ile mógł do baraku, co zastępował miejsce budki odźwiernego, i którego jedno okno wychodziło na Paryż, drugie zaś na pole.
Zaledwie zajął to nowe stanowisko, wnet człowiek, który w całym pędzie konia przybiegł z Paryża, zeskoczył z siodła, wszedł do budki i pokazał się w jej oknie.
— Aha! — rzekł Loignac.
— Oto jestem, panie de Loignac — odezwał się ten człowiek.
— Dobrze, a zkąd przybywasz?
— Od bramy świętego Wiktora.
— Twój wykaz?...
— Pięciu.
— A karty?
— Oto są.
Loignac wziął karty, sprawdził je, i na tablicy, jakby umyślnie w tym celu przygotowanej, zapisał liczbę 5.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/54
Ta strona została przepisana.