— A cóżeś miał do czynienia u księżnej Montpensier? — zagadnął znowu Poulain.
— E, dla Boga!.. cóż?.. cóż?.. nic szczególnego — odparł Boromeusz, byle jakkolwiek odpowiedzieć. — Księżna pani żądała, aby nasz szanowny przeor został jej spowiednikiem, przeor z razu zezwolił na to, lecz później wziął go jakiś skrupuł i teraz odmawia. Jutro mieli się widzieć; ksiądz Gorenflot zatem kazał mi abym oświadczył księżnie, że już na niego liczyć niepowinna.
— Bardzo dobrze, ale coś niezdaje mi się, że idziesz do pałacu Gwizyuszów, kochany bracie; powiem nawet, że go już minąłeś.
— Prawda — odparł Boromeusz — bo właśnie z tamtąd idę.
— I dokąd-że teraz dążysz?
— Powiedziano mi w pałacu, że księżna udała się z wizytą do pana de Mayenne, który dzisiaj wieczorem przybył do pałacu Saint-Denis.
— Prawda — rzekł Poulain — książę właśnie tam się znajduje, a księżna jest u niego; lecz powiedz bracie, dlaczego mię zwodzisz?... Wszak zwykle nie podskarbi, ale kto inny spełnia w Paryżu polecenia klasztoru.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/549
Ta strona została przepisana.