I znowu wziął do ręki list, który był na ziemi położył, aby mógł cisnąć sakiewkę do rzeki.
Lecz drogą szedł osieł drzewem obładowany.
Wiodły go dwie kobiety, a szedł tak dumnie, jakby zamiast drzewa niósł relikwie.
Chicot szeroką dłonią przykrył list, i oparłszy ją o ziemię czekał, aż kobiety z osłem przejdą.
Skoro się znowu przekonał, że jest sam, rozdarł kopertę, z nieustraszoną spokojnością złamał pieczątkę, jakby szło o zwyczajne i do niego adresowane pismo.
Lotem kopertę i pieczęć zgniótł w rękach, również z kamykiem zawinął i wszystko razem posłał do wody za sakiewką.
— A teraz — powiedział Chicot — obaczmy styl.
Rozwinął list i czytał co następuje:
„Głęboka miłość jaką żywił ku tobie nasz wielce ukochany zmarły brat i król Karol IX, mieszka dotąd pod sklepieniami Luwru i uporczywie tkwi w sercu mojem.”
Chicot ukłonił się.