Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/578

Ta strona została przepisana.

I nadaremnie usiłował okryć się swą lekką tuniką.
— Dla Boga! panie — odparł gospodarz niewiedząc jak odpowiedzieć na ten argument, przecież wiem dobrze, że pan byłeś ubrany.
— Twoje szczęście, że to pamiętasz.
— Ale...
— Ale co?...
— Wiatr wszystko otworzył, wszystko rozproszył.
— A! to mi racya!
— Przecież pan sam widzisz — rzekł gospodarz.
— Jednak mój kochany, posłuchaj mię i uważaj dobrze co ci powiem — dodał Chicot. Jeżeli wiatr dokąd wchodzi, a tutaj wejść musiał, prawda? aby narobić tego nieporządku...
— Bezwątpienia.
— Otóż! jeżeli wiatr dokąd wchodzi, to wchodzi z zewnątrz?
— Niezawodnie panie.
— Niezaprzeczasz temu?
— Nie, chyba byłbym głupim.
— Otóż! wiatr wchodząc tutaj, musiał przyprowadzić do mojego pokoju czyjeś insze suknie i zostawić je w miejsce moich, które niewiem gdzie poniósł.