— Zapewne, tak się przynajmniej zdaje. Ale tu istnieją widoczne dowody, że się inaczej stało.
— Słuchaj-no, kmotrze — powiedział Chicot, badawczem okiem zmierzywszy podłogę — a którędy tu wiatr dostał się do mnie?...
— Co pan mówi?...
— Pytam, zkąd się wiatr tutaj dostał?..
— Z północy, panie, z północy.
— No, to widać, że po błocie chodził, bo oto zostały na podłodze ślady jego trzewików.
W rzeczy samej, Chicot pokazał gospodarzowi świeże ślady zabłoconego obuwia.
Gospodarz zbladł.
— Teraz, mój kochany — rzekł Chicot — muszę ci poradzić, abyś miał na oku tego rodzaju wiatry, przybywające do twojej oberży, które wysadzają drzwi, dostają się do pokojów i unoszą z sobą odzież podróżnych.
Gospodarz cofnął się o parę kroków, aby mu poobalane sprzęty niezawadzały i aby znalazł czemprędzej drogę na korytarz, a gdy się przekonał, że już odwrót ma zabezpieczony, rzekł:
— Dlaczegóż mię pan złodziejem nazywasz?...
— Cóż to się z twoją poczciwą twarzą zro-
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/579
Ta strona została przepisana.