— Drugi obudzony temi samemi słowy i tą samą bajką, z lekka otworzył drzwi, trzeci obudzony podobnie jak drugi, zawołał na czwartego, poczcm wszyscy czterej lekkcy jak stado jaskółek, znikli wznosząc ręce w niebo i idąc na palcach.
— Biedny szewc — mówili sobie, wszystko się na nim skrupi; ale prawda, że on najwięcej wygadywał. Na honor! niech się strzeże, bo gospodarz niemiał czasu uprzedzić go podobnie jak nas!
W rzeczy samej, pan Chicot, jak łatwo domyśleć się, o niczem niewiedział, i podczas gdy kupcy umykali polecając go Bogu, spał jak najsmaczniej.
Gospodarz przekonał się o tem słuchając podedrzwiami; następnie zszedł do dolnej izby, której drzwi starannie zamknięte, za danym przezeń znakiem, otworzyły się.
Zdjął czapkę i wszedł.
W sali znajdowało się sześciu zbrojnych, którym jeden z nich zdawał się przewodzić.
— I cóż?... — zapytał tenże.
— Panie oficerze! punktualnie wykonałem dany mi rozkaz.
— W oberży twojej już niema nikogo?
— Zupełnie nikogo.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/589
Ta strona została przepisana.