Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/592

Ta strona została przepisana.

— Kto tam?... — zapytał nagle przebudzony Chicot.
— Do licha!.. trzeba tu mądrze postąpić — rzekł oficer do swoich ludzi.
— To my, kupcy — powiedział — pańscy przyjaciele, mamy panu coś ważnego oznajmić.
— O! ho!.. — odparł Chicot — widać żeście pochrypli po wczorajszym winie, moi panowie.
Oficer złagodził głos i rzekł najprzyjaźniej:
— Ale otwórz-no przyjacielu.
— Do pioruna!... was coś zdaleka czuć żołnierstwem, moi panowie kupcy! — rzekł Chicot.
— A!.. niechcesz otwierać!.. — zawołał zniecierpliwiony oficer — dalej, wybić drzwi.
Chicot pobiegł do okna, otworzył je i ujrzał na dole dwa gołe pałasze.
— Jestem pojmany — zawołał.
— A!... ha!... kmotrze — powiedział oficer, słysząc łoskot otwierającego się okna, boisz się niebezpiecznego skoku, słusznie, bardzo słusznie; a więc otwórz!
— Na honor nie otworzę! — odparł Chicot. Drzwi mocne, a jak narobicie hałasu, to mi ktoś w pomoc przybędzie.
Oficer na głos się roześmiał i rozkazał żołnierzom, aby zawiasy wyrwali.