— Głupcze!.. — powiedział — sądzisz żeśmy ci pomoc zostawili? Nie uwodź się tą nadzieją, jesteś sam, a zatem zgubiony!... No, już nic nie pomoże... Dalej, wy, do roboty!
Chicot usłyszał jak po trzykroć kolbami muszkietów we drzwi ugodzono.
— Tutaj — rzekł — są trzy muszkiety i jeden oficer; na dole zaś tylko dwa pałasze, a piętnaście stóp skoku to drobnostka. Wolę pałasze niż muszkiety.
Przywiązał worek do pasa, i bez namysłu wszedł na framugę okna, trzymając szpadę w ręku.
Dwaj żołnierze na dole stojący nadstawili ostrza swoich pałaszy.
Lecz Chicot dobrze wszystko przewidział.
Człowiek, chociażby nawet był Goliatem, niebędzie nigdy czekał, aż spadnie na niego drugi, chociażby nawet pigmejczyk, i spadając albo jego albo siebie zabije.
Żołnierze zatem zmienili taktykę i cofnęli się, postanowiwszy uderzyć na Chicota, skoro upadnie.
Tego się właśnie gaskończyk spodziewał.
Skoczył zręcznie na palce i przysiadł, natychmiast jeden żołnierz wymierzył mu tak silne pchnięcie, że mógłby niem mur przebić.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/593
Ta strona została przepisana.