Ale Chicot nieraczył nawet odeprzeć tego pchnięcia, i owszem nadstawił piersi, lecz dzięki żelaznej koszuli, pałasz nieprzyjaciela jak szkło się skruszył.
— On w pancerzu! — rzekł żołnierz.
— Zgadłeś!... — rzekł Chicot, i za jednym zamachem rozpłatał mu czaszkę.
Drugi żołnierz zaczął krzyczeć i wcale się nie opierał napaści Chicota.
Na nieszczęście nieumiał nawet tyle bronić się, co Jakób Clement.
Chicot więc za drugiem pchnięciem położył go obok towarzysza.
Tak więc gdy wysadzono drzwi, oficer wyjrzawszy przez okno, spostrzegł tylko swoich obu żołnierzy we krwi się nurzających.
O pięćdzięsiąt kroków dalej, Chicot dosyć spokojnie uciekał.
— Do szatana! — zawołał oficer — on się żelaza nie boi.
— Prawda, ale ołowiem można mu dogodzić — powiedział jeden żołnierz, celując.
— Waryacie! — zawołał oficer, wytrącając mu muszkiet — nierób hałasu! obudzisz całe miasto; my go jutro znajdziemy.
— Trzeba było czterech ludzi postawić na
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/594
Ta strona została przepisana.