Ze swojej strony młodzieniec schwycił swojego przeciwnika za gardło i cisnął go o ziemię nawet szpady niedobywając, ale dusił go jak owcę do zarżnięcia przygotowaną.
Chicot widząc się wobec jednego tylko przeciwnika, odzyskał zimną krew, a tem samem i przewagę.
Dzielnie natarł na przeciwnika, człowieka dosyć pełnej budowy ciała, wparł go w rów i w oka mgnieniu bok mu przeszył.
Przeciwnik upadł.
Chicot nastąpił nogą na szpadę zwyciężonego, niedopuszczając aby ją znowu pochwycił, a sztyletem obcinając maskę — zawołał:
— Pan de Mayenne?... Tego się właśnie spodziewałem.
Książę nieodpowiedział; omdlał, już z powodu upływu krwi, już z powodu upadku.
Chicot potarł nos, co czynił zwykle gdy miał przystąpić do czegoś ważnego, a po chwilowym namyśle, zawinął rękawy, wziął swój szeroki sztylet i przystąpił do księcia pragnąc mu po prostu głowę uciąć.
Lecz natychmiast poczuł, że czyjaś żelazna dłoń ściska jego rękę i usłyszał głos mówiący mu:
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/603
Ta strona została przepisana.