— To go właśnie gorzej potępia — ponuro rzekł Chicot — a pan kto jesteś?
— Jestem ten, który panu ocalił życie — zimno odparł młodzieniec.
— I który, jeżeli się nie mylę, przed trzema dniami przy Charenton, oddał mi list króla?
— Tak jest.
— A więc pan służysz królowi?
— Mam ten zaszczyt — kłaniając się odpowiedział młodzieniec.
— I służąc królowi oszczędzasz pana de Mayenne?... Do licha!... pozwól sobie powiedzieć mój panie, że dobry sługa wcale tak niepostępuje.
— Owszem panie, ja sądzę, że właśnie w tej chwili najlepiej królowi usługuję.
— Być może — smutnie odparł Chicot — być może, ale tu nie czas filozofować. Jakże pana nazywają?
— Ernauton de Carmainges — odrzekł, kłaniając się.
— No, panie Ernauton, cóż teraz poczniemy z tym klocem, bo co do mnie, uprzedzam, że ruszam dalej.
— Będę czuwał nad panem de Mayenne — odparł młodzieniec.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/605
Ta strona została przepisana.