Mayenne — skoro żyję; jednak on mógł mię wziąć za umarłego.
— Przeciwnie, oddalił się wiedząc, że pan żyjesz.
— To przynajmniej sądził, że jestem śmiertelnie raniony.
— Nie wiem; lecz w każdym razie, gdybym niebył mu przeszkodził, niezawodnie byłby pana śmiertelnie zranił.
— Dlaczegóż dopomagałeś pan do zabicia moich ludzi, skoro później niedozwoliłeś temu człowiekowi, aby zabił mnie samego?
— Rzecz bardzo naturalna, i dziwi mię mocno, że szlachcic — a pan nim być się zdajesz — niepojmuje postępowania mojego. Przypadek sprowadził mię na drogę, którą pan dążyłeś, spostrzegłem, że kilku ludzi napadło jednego, broniłem więc tego jednego; lecz gdy później ten waleczny, któremu w pomoc przyszedłem, gdyż, ktokolwiek on jest panie przyznać należy, że jest waleczny; później więc, gdy ten waleczny, bijąc się z panem rozstrzygnął zwycięztwo ciosem, który pana obalił i chciał zabiciem pana nadużyć tego zwycięztwa, szpada moja wdała się w pośrednictwo.
— Pan więc mię znasz?... — spytał Mayenne, badawczo patrząc na Ernautona.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/611
Ta strona została przepisana.