Pan de Loignac skinął na młodzieńca, aby się za nim udał do gabinetu, leżącego obok sypialnej sali a stanowiącego izbę posłuchalną, w której ten najwyższy sędzia, wydawał swoje niecofnione wyroki.
— Cóż to za sprawowanie się, mości panie?... — rzekł ostro — jeżeli dobrze policzyłem, pięć dni i nocy nie byłeś obecny, i to pan, pan, którego miałem za najrozsądniejszego, dajesz taki przykład niekarności?
— Panie — kłaniając się odpowiedział Ernauton — uczyniłem to co mi kazano.
— A cóż panu uczynić kazano?
— Kazano mi śledzić pana de Mayenne, a więc śledziłem.
— Przez pięć dni i nocy?
— Tak jest, panie.
— Książę więc wyjechał z Paryża?
— Tego samego wieczoru, i uważałem to za rzecz podejrzaną.
— Słusznie, ale cóż dalej?
Ernauton opowiedział krótko, ale z zapałem i energią wypadek na drodze i jego skutki, a w miarę opowiadania, wybijały się na ruchomej twarzy pana de Loignac, wszelkie wrażenia jakie opowiadający wzbudził w jego duszy.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/623
Ta strona została przepisana.