— Teraz, d’Epernon — rzekł król — zaniechaj wszelkich sporów i przebacz natychmiast temu dzielnemu słudze to, co uważałeś za brak poświęcenia, a co ja uważam za dowód prawości.
— Najjaśniejszy panie — odpowiedział Carmainges — książę d’Epernon, jako człowiek zapatrujący się na rzeczy z wyższego stanowiska, umiał zapewne dostrzedz, ile go poważam i kocham, mimo żem okazał nieposłuszeństwo jego rozkazom, nieposłuszeństwo, którego mocno żałuję: jednak, wyznać muszę, że przedewszystkiem czynię to, co za powinność uważam.
— Krwi boska!.. — rzekł książę, zmieniając wyraz twarzy równie szybko jak człowiek, który wkłada lub zdejmuje maskę — ta próba zaszczyt ci przynosi, mój kochany Carmainges; naprawdę, dzielny z ciebie młodzieniec, nieprawdaż Loignac? Jednak nieźleśmy go nastraszyli.
I książę na głos się roześmiał.
Loignac wykręcił się na jednej nodze, unikając odpowiedzi, bo mimo że był gaskończykiem, nie czuł w sobie jednak siły do równie bezczelnego kłamstwa, jak jego dostojny zwierzchnik.
— A więc to tylko była próba?... — powątpiewająco, rzekł król. — Tem bardziej jednak, nie-
12
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/635
Ta strona została przepisana.