Król miał jeszcze trzy grzechy do wycinania, pod pozorem więc wyłącznego oddania się tak ważnemu zatrudnieniu, zaledwie wysiadł z powozu, zaraz zamknął się w swoim pokoju.
Czas był mglisty i nadzwyczaj chłodny, to też Sainte-Maline zasiadł wygodnie przy wielkim kominie, gdzie zamyślał ogrzać się i usnąć, w tem Loignac położył mu rękę na ramieniu.
— Dzisiaj jesteś na służbie — rzekł mu krótko, tonem człowieka, który przywykły oddawna do posłuszeństwa, lubił aby i jego słuchano; wyśpisz się więc innym razem; a teraz na nogi, panie de Sainte-Maline.
— Jeżeli potrzeba, panie, dwa tygodnie wciąż czuwać będę — odpowiedział tenże.
— Przykro mi, że nie mam nikogo pod ręką — rzekł Loignac, niby kogoś szukając.
— Panie — przerwał Sainte-Maline — nie potrzebujesz udawać się do kogo innego; jeżeli potrzeba i cały miesiąc spać nie będę.
— O! tak wiele wymagać nie będziemy, możesz pan być spokojny.
— Cóż więc mam uczynić?
— Siadać na koń i wracać do Paryża.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/645
Ta strona została przepisana.