jego wolu; żwawa dziewica w krótkiej spódniczce niosąca wodę na głowie; starzec trzęsący osiwiałą głową nucąc młodocianą swą piosnkę; ptak domowy świergocący w klatce i dziobiący pokarm z pełnego naczynia; dziecko ogorzałe, chude ale kościste, igrające na kupie kukurydzowych liści; wszystko to przemawiało do Chicota językiem żywym, jasnym, zrozumiałym; wszystko co krok wołało:
— Patrz! jak tu wszyscy szczęśliwi!
Niekiedy turkot wozu toczącego się po pustej drodze, nagłą trwogą przejmował Chicota.
Przypomniał sobie ciężką artyleryę ubijającą drogi Francyi; lecz zamiast tego na zakręcie ujrzał wóz z winobrańcami, obładowany pełnemi beczkami i rumianemi dziećmi.
Kiedy w dali ktoś strzelił z po za płotu, Chicot myślał o potrójnej zasadzce, którą tak szczęśliwie przebył; a jednak był to tylko myśliwy przechodzący z psami po obfitującej w zające równinie i dążący ku górze pełnej kuropatw i cietrzewi.
Chociaż pora roku już była dosyć późna i Chicot już pełno mgły w Paryżu zostawił, tutaj jednak czas był pogodny i ciepły.
Wielkie drzewa jeszcze pełne liści, których na południu nigdy nie tracą, z wysokości
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/721
Ta strona została przepisana.