swych czerwonawych szczytów, rzucały niebieskawy cień na kredziastą drogę.
Na dalekim i czystym horyzoncie, promienie słońca odbijały białe wiejskie domki.
Bearneński wieśniak, nasunąwszy czapkę na ucho, pędził po łąkach małe swoje koniki, tylko po trzy talary warte, ale niestrudzone, bo na swych żelaznych nogach zdolne jednym tchem ubiedz mil dwadzieścia; nigdy nie okryte, nigdy nie chędożone, ale które przybywszy do celu otrząsną się tylko i wnet na pierwszej lepszej kępce dzikiego ziela szukają jedynego i dostatecznego pożywienia.
— Hm — pomyślał Chicot — nigdym niewidział Gaskonii tak bogatą.
Bearneńczyk pływa jak pączek w maśle, a ponieważ tak szczęśliwy, słusznie utrzymuje, jak powiada brat jego król francuzki, że jest... dobrym; ale może się do tego nieprzyzna. Prawdę mówiąc, list mój chociaż na łacińskie przełożony, jeszcze mię kłopocze, mam szczerą chęć przełożyć go na greckie. Ale ba!.. niesłyszałem nigdy aby Henryś (Henriot) — jak go nazywał brat Karol IX-ty umiał po łacinie. Zrobię mu więc z mojego tłomaczenia łacińskiego, tłomaczenie francuzkie, ale expurgata; jak mówią w Sorbonnie.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/722
Ta strona została przepisana.