— Tak, królowa.
— Oto składa swoje troski u krucyfiksu — odpowiedział ksiądz.
— Wreszcie — dodał oficer — królowa niewie o takich rzeczach.
— To być nie może!... — odparł Chicot.
— Dlaczego?... — spytał oficer.
— Bo Nérac nie wielkie miasto i widać w niem wszystko jak w przezroczu.
— Już to mój panie, jest tam park, a w nim aleje na trzy tysiące kroków długie, wysadzane pysznemi cyprysami, jaworami i sykomorami; taki tam cień, że wśród białego dnia o dziesięć kroków jeden drugiego nic widzi. Pomyślcież co się tam dziać może w nocy.
— A przytem królowa, mój panie, zawsze bardzo zatrudniona — dodał ksiądz.
— Ba! zatrudniona?
— Tak jest.
— A czem? jeżeli spytać wolno.
— Bogiem, panie — ponuro odpowiedział ksiądz.
— Bogiem?... — zawołał Chicot.
— Dla czegóżby nie?
— A! królowa nabożna?
— I bardzo.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/726
Ta strona została przepisana.