Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/80

Ta strona została przepisana.

— Tak jest, Najjaśniejszy panie. Wraz z nazwiskami skompromitowanych osób?
— Z nazwiskami, ze wszelkiemi nazwisskami!
— Nawet gdyby zeznania winnego obciążyły te nawiska winą zdrady stanu lub buntu, przeciw głowie kraju?
— Nawet gdyby to były nazwiska moich najbliższych krewnych! — odparł król.
— Stanie się zadość woli Waszej królewskiej mości.
— Jeszcze raz powtarzam, panie Brisson. Tylko bez żadnych nieporozumień. Niech podadzą skazanemu papier i pióro; niech podpisze swoje zeznania i tym sposobom okaże publicznie, że się odwołuje do Naszej litości, że się zdaje na Naszą laskę. A potem — zobaczymy.
— Jednakże obiecywać mogę?
— Ale tak! obiecuj, zawsze obiecuj.
— Chodźmy, moi panowie — żegnając rzekł prezydent do radców.
I z uszanowaniem oddawszy ukłon królowi, wyszedł za nimi.
— On zezna, Najjaśniejszy panie, zezna — drżąco odpowiedziała Ludwika Lotaryńska, — a Wasza królewska mość ułaskawisz go. Patrz, jak mu piana z ust płynie.