stawiały za sobą ślad falujący, który się zamykał za niemi, jakby za okrętem, morze prującym.
Ślad ten tworzyli widzowie, których roztrącało lub obalało szybkie przejście koni; lecz zburzony mur natychmiast wznosił się na nowo, a nieraz pierwsi zostawali ostatnimi i nawzajem, gdyż silniejsi wpadali zawsze w przestrzeń próżną.
Wówczas to gdy konie przebiegały róg ulicy, de la Vannerie, można było spostrzedz jak przystojny, znany nam młodzieniec, skoczył ze słupka na którym się utrzymywał, bo go ztamtąd zepchnęło piętnasto czy szesnastoletnie dziecię, zbyt żarliwie przypatrujące się tej okropnej scenie.
Był to tajemniczy paź i wice hrabia Ernauton de Carmainges.
— Żywo! żywo! — szepnął paź do ucha towarzysza swojego — wpadnij pan w próżnię, nic mamy ani chwili do stracenia.
— Ależ zaduszą nas — odpowiedział Ernauton — szalonyś mój mały przyjacielu.
— Chcę widzieć, widzieć zblizka — rzekł paź tak rozkazująco, iż łatwo było poznać, że ten rozkaz wydały usta do rozkazywania przywykłe.
Ernauton usłuchał.
— Biegnij pan tuż za końmi, tuż za końmi —
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/82
Ta strona została przepisana.