Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/821

Ta strona została przepisana.

Widząc takie postanowienie swojego współbiesiadnika, Henryk spojrzał na drzwi; ale mimo szybkości tego spojrzenia, Chicot dostrzegł je jednak.
Henryk zbliżył się ku niemu.
— Takeś pijany, mój biedny Chicot, że niewidzisz jednej rzeczy.
— Jakiej?
— Że podłogę mojegu gabinetu bierzesz za swoje łóżko.
— Chicot żołnierz. Chicot nie dba o takie drobnostki.
— A więc niewidzisz dwóch rzeczy...
— A! ha!... a jakaż to ta druga rzecz?
— Oto, że ja czekam tu na kogoś.
— Czy z wieczerzą? zgoda, to wieczerzajmy.
I Chicot chciał się podnieść, lecz nadaremnie.
— „Ventre-saint gris”!... — zawołał Henryk — jakże ty się nagle rozmarzasz, kumie! Idź że precz do licha? czy nie widzisz, że ona się niecierpliwi!
— Ona — pomruknął Chicot — co za ona?
— E! do pioruna! kobieta, na którą czekam, która tam stoi za drzwiami...
— Kobieta! A czemuś mi tego niepowie-