wołał paź’ — nie odstępuj od nich ani na krok, bo się nie dostaniemy.
— Ale nim się dostaniemy, to cię roztratują.
— Nie troszcz się pan o mnie... dalej naprzód!...
— Konie wierzgać będą.
— Schwyć pan ostatniego za ogon, koń nigdy nie wierzga, skoro się go w ten sposób trzyma.
Ernauton mimowolnie ulegał szczególniejszemu wpływowi tego dziecka; usłuchał i ujął konia za ogon, a paź znowu trzymał się jego pasa.
I w pośród tłumu, bujającego jak morze, ciernistego jak krzak, tu zostawiając kawał płaszcza, tam urywek kaftana, dalej kołnierz od koszuli, wraz z zaprzęgiem stanęli na trzy kroki przed rusztowaniem, na którem Salcède wił się w rozpaczliwych konwulsyach.
— Czyśmy już przybyli?... — zapytał, pozbawiony tchu młodzieniec, skoro uczuł, że Ernauton zatrzymał się.
— Już — odparł wice hrabia — szczęście nasze, bo mi już sił brakowało.
— Ale ja nic nie widzę.
— Stań przedemną.
— Nie, jeszcze nie... Cóż tam robią?
— Robią węzły na końcach sznurów.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/83
Ta strona została przepisana.