— A on co robi?
— Co za, on?...
— Skazany.
— Rzuca spojrzenia w około siebie, jak sęp na zdobycz czyhający.
Konie stały tak blizko rusztowania, że służalcy wykonawcy przywiązali do nóg i rąk Salcèda postronki od ich zaprzęgu.
Salcède ryknął, skoro przy kostkach poczuł twarde dotknięcie postronków, których węzły w ciało się jego wpijały.
Wówczas rzucił ostatnie, nieopisane spojrzenie na cały ogrom placu i zakreślając koło promieniem oka swojego, objął niem sto tysięcy widzów.
— Panie — rzekł doń grzecznie sędzia Tanchon — czy masz co powiedzieć ludowi, za nim przystąpimy do dalszego ciągu?
A zbliżywszy się do ucha skazanego, dodał po cichu:
— Uczyń dobre zeznanie... a ocalisz życie.
Salcède spojrzał mu aż na dno duszy.
Spojrzenie to było zbyt wymowne, bo wyrwało prawdę z serca Tanchona i odbiło ją w jego oczach.
Salcède nie zawiódł się, pojął, że sędzia mówi szczerze i że dotrzyma słowa.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/84
Ta strona została przepisana.