— Pan zapewne zbłądziłeś, bo pan idziesz ku rogatkom.
— A tak.
— W takim razie przyaresztuję pana.
— E! nie, panie prewocie, to byś pan dopiero pięknie się popisał.
— A jednak muszę...
— Przybliż się pan, mości prewocie, niech pańscy żołnierze nie słyszą o czem mówić będziemy.
Prewot przybliżył się.
— Słucham — rzekł.
— Król dał mi zlecenie do porucznika stojącego na straży w bramie Agen.
— A! ha!... — rzekł zdziwiony prewot.
— Czy to pana dziwi?
— Tak jest.
— Jednak niepowinion byś dziwić się skoro mię znasz.
— Znam, bo widziałem pana w królewskim pałacu.
Chicot tupnął nogą, bo już niecierpliwić się zaczynał.
— To powinno przekonać pana, że posiadam zaufanie króla.
— Zapewne, zapewne; to idź pan parne Chicot, niezatrzymuję dłużej.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/841
Ta strona została przepisana.