Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/860

Ta strona została przepisana.

Henryk słyszał pytanie, chociaż wprost do niego nie było skierowane; zbliżył się więc do Chicota i poklepał go po ramieniu.
— Nie, mój synu — rzekł — wilki gaskońskie nie mają muszkietów i armat, ale są dzikiemi zwierzętami i mają pazury i zęby; że zaś myśliwych wciągają w knieje, potrzeba mieć mocne suknie, aby ich nie podrzeć; łatwo można poszarpać materyę, lub aksamit, ale zbroja się nie podrze.
— Jest to przyczyna — rzekł Chicot przez zęby, ale nie ze wszystkiem dokładna.
— Lecz nie mam innej — odparł król.
— Muszę więc na tej poprzestać.
— Bardzo słusznie.
— A więc dobrze. Ale jak uważam nie jesteś zadowolony, że cię wziąłem z sobą?
— Prawdę powiedziawszy, tak jest.
— I pokpiwasz sobie.
— Alboż to nie wolno?
— Bynajmniej, żarty są zwyczajną monetą w Gaskonii.
— Prócz tego Najjaśniejszy panie, wiesz że nie jestem myśliwym, a że muszę czemś się zatrudnić, patrzę na myśliwych, którzy tak małą liczbą chcą wilków nastraszyć.
— Tak, tak — rzekł król z uśmiechem —