Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/937

Ta strona została przepisana.

— Mów pan — rzekł służący skoro usiedli — i powiedz czego żądasz.
— Mój przyjacielu — odpowiedział du Bouchage — nie pierwszy raz widzimy się i nie pierwszy raz mówimy z sobą. Kilkakroć pochwyciłem cię na załamku ulicy i ofiarowałem tyle złota, że najchciwszemu byłoby dosyć; kilkakroć chciałem cię nastraszyć, a nigdy nie chciałeś-mnie słuchać, nie obciąłeś na mnie patrzeć i nie ulitowałeś się moich cierpień. Dzisiaj pozwalasz, abym mówił z tobą, abym powiedział czego żądam; jakaż szczęśliwa zmiana, albo raczej jakie nowe nieszczęście czyni cię dla mnie powolniejszym?
Służący westchnął. Widać, że miał serce, a nawet czułe, pod twardą powłoką.
Westchnienie to natchnęło odwagą Henryka.
— Wiesz — mówił dalej — że kocham i jak kocham; widziałeś mnie jak goniłem za pewną damą i pomimo jej usiłowań zdołałem ją odnaleźć; w największych cierpieniach, nie wyrwał mi się przeciw niej wyraz gorzki, w najokropniejszych boleściach nie przyszło mi na myśl użyć gwałtu jaki rozpacz doradza.
— Prawda, mój panie — odpowiedział słu-