Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/940

Ta strona została przepisana.

Henryk wzniósł ręce do góry.
— Kto raz kocha, kocha na zawsze!... — zawołał.
— A czy panu mówiłem, że ona już nip kocha? — zapytał służący.
Henryk wydał krzyk bolesny i zachwiał się na nogach.
— Kocha! — zawołał — kocha! o Boże!
— Tak jest kocha, ale nie zazdrość pan ukochanemu przez nią mężczyźnie, panie hrabio, ten człowiek nie należy już do tego świata; moja pani jest wdową — dodał z politowaniem, sądząc, że tem uspokoi boleść młodzieńca.
I wrzeczy samej, jakby czarem, te słowa powróciły mu życie i nadzieję.
— W Imię Boga — rzekł — wdową jest, i zapewne niedawno, zatem oschną jej łzy. Wdową, mój przyjacielu, zatem nie kocha nikogo, ponieważ kocha umarłego, cień, nazwisko. Mówić, że kocha umarłego, to jest dać jeszcze nadzieję. O! Boże, wszak wszystkie boleści przemijają, wszak czas wszystko leczy! kiedy wdowa Mauzola wieczną przysięgała boleść, nie wiedziała, że jej łzy się wyczerpią.
Służący potrząsł głową.
— Ta pani, hrabio — odpowiedział —