— Czego pan chcesz? — rzekła — jaki masz interes?
— Wszak trzy gwiznięcia dały się słyszeć z tej oto wieżyczki.
— Zapewne.
— Właśnie mnie one przyzywały.
— Pana?
— Tak, mnie.
— To co innego, daj pan na to słowo honoru.
— Słowo honoru, moja pani Fournichon.
— Kiedy tak, wejdź piękny kawalerze.
Uradowana, że posiada jednę z owych dam, które gorąco były pożądane przez nieszczęśliwy „krzak Różany” zastąpiony „Pięknym rycerzem”, gospodyni wskazała Ernautonowi kręte schody, prowadzące do najokazalszej wieżyczki.
Małe drzwiczki prowadziły do przedpokoju, z którego wchodziło się dalej.
Skoro młodzieniec wszedł do przedpokoju, poczuł mocny zapach benzoesu i aloesu; była to zapewne ostrożność osoby delikatnej, użyta przeciw wyziewom kuchennym.
Pani Fournichon krok w krok szła za młodzieńcem; pchnęła go ze schodów do przedpokoju, z przedpokoju do wieżyczki i w końcu oddaliła się.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/945
Ta strona została przepisana.