Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/947

Ta strona została przepisana.

strony, panie Carmainges, jednak sądzę, że nie wiesz komu podziękować.
— Pani — odparł młodzieniec zbliżając się stopniowo, masz twarz zamaskowaną, rękę w rękawiczce, a kiedym wchodził, zakryłaś nogę, za którąbym pewnie oszalał, poznać cię zatem nie mogę, chyba tylko odgadnąć.
— Zgadniesz kto jestem?
— Tą, której me serce pragnie, tą, którą moja wyobraźnia czyni młodą, piękną, wspaniałą, bogatą...
— Czy z trudnością wpuszczono cię tutaj? — zapytała dama nieodpowiadając na potok wyrazów, jaki z przepełnionego serca Ernautona wypływał.
— Nie pani, wejście było tak łatwe, jak nie przypuszczałem nawet.
— Prawda, dla mężczyzny wszystko łatwe, kobiecie, co innego...
— Przykro mi pani, żeś sobie tyle trudów zadała, za które tylko pokorne dzięki złożyć ci mogę.
Dama innemi myślami zdawała się być zajęta.
— Co pan mówiłeś? — rzekła niedbale, zdej-