— Więc, kiedy mój list odebrałeś, wiedziałeś od kogo?
— O!... nie, bynajmniej; na chwilę nawet o tem nie pomyślałem. Sądziłem, że jestem przedmiotem jakiejś igraszki, ofiarą jakiegoś błędu; sądziłem, że grozi mi jedna z katastrof, które nazywają szczęśliwemi przygodami i dopiero teraz, widząc cię, dotykając...
I zrobił poruszenie, jakby jej rękę chciał ująć; lecz ją cofnęła.
— Dosyć — rzekła. Koniec końcem, popełniłam niedorzeczność.
— W czem, pani.
— W czem? mówisz pan, że mnie znasz i pytasz w czem popełniłam niedorzeczność?
— Prawda, pani; bo jestem za zbyt niski przy waszej wysokości.
— Na Boga, racz pan być cicho. Rozum mieć potrzeba...
— Na Boga! cóż takiego uczyniłem? — zapytał przestraszony Ernauton.
— Co? widzisz mnie pan w masce.
— Cóż z tego?
— Skoro noszę maskę, chcę, aby mnie nie poznano, ty zaś nazywasz mnie waszą wysokością.
Czemuż nie otworzysz okna i nie wywołasz na ulicy nazwiska mojego?
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/949
Ta strona została przepisana.