— Przebaczenia, przebaczenia — wołał Ernauton padając na kolana — sądziłem, że w murach jesteśmy bezpieczni...
— Za nadto jesteś pan dowierzający.
— Niestety! jestem zakochany!
— Jesteś przekonany, że tej miłości natychmiast podobną odpowiem?
Ernauton powstał obrażony nieco.
— Nie, pani — odpowiedział.
— A co pan myślisz?
— Sądzę, że pani masz mi coś ważnego powiedzieć, że nie chcąc mnie przyjąć w pałacu Gwizyuszów, albo w Bel-Esbat, obrałaś miejsce odosobnione.
— Pan to myślałeś?
— Nie inaczej.
— Cóż pan sądzisz, mam ci powiedzieć. Mów pan, przyjemnie mi będzie poznać pańską przenikliwość.
Nieznajoma okazała niespokojność niejaką.
— Alboż ja wiem? — odpowiedział Ernauton — może coś, co ma związek z panem de Mayenne?
— Alboż to nie mam moich kuryerów, którzy mi jutro wieczór powiedzą więcej niżeli pan będziesz wiedział, albowiem wczoraj wygadałeś wszystko.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/950
Ta strona została przepisana.