szość, to poddanie się, pogrążyły go zarazem w rozkoszy i trwodze.
Usiadł przy swojej pięknej i dumnej kochance, następnie położył rękę na poduszce, na której siedziała.
— Panie — rzekła nieznajoma — zdaje się, że słyszałeś, lecz nie pojąłeś. Żadnej poufałości, proszę, niech każde z nas zostanie na swojem miejscu. Być może, że kiedyś nazwiesz mnie swoją, ale dotąd nie masz prawa...
Ernauton powstał blady i pomięszany.
— Przebacz pani — rzekł — zdaje się, że same tylko niedorzeczności popełniam; rzecz bardzo prosta, żem jeszcze nie przywykł do zwyczajów paryskich. U nas na prowincyi, o dwieście mil, to prawda, kobieta mówi: kocham i nie odpycha mężczyzny; nie upokarza go. Dla pani jest to zwyczajem jako dla paryżanki, prawem, jako dla księżnej. Dobrze więc, tylko czego pani żądasz?
Nieznajoma słuchała w milczeniu; widocznie badała czy jego uniesienie w gniew się zamieni.
— Jak widzę, pan się gniewasz? — rzekła z dumą.
— W rzeczy samej, gniewam się, ale sam na siebie; bo dla pani uczuwam nie chwilowy kaprys, ale miłość szczerą. Nie szukam twojej
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/954
Ta strona została przepisana.