W rzeczy samej, hałas rósł coraz bardziej. Opowiadanie wypadków, kłamstwa, brzęk pieniędzy i szklanek, były przepowiednią; jakiejś burzy. Nagle, słyszeć się dało stąpanie po schodach, prowadzących do wieżyczki i głos pani Fournichon krzyczącej z dołu:
— Panie Sainte-Maline!...
— No, i co!.... — odpowiadał głos młodzieńca.
— Nie chodź pan na górę, proszę cię o to.
— A to dlaczego, pani Fournichon?... Cały dom dzisiaj do nas należy.
— Cały dom, dobrze, ale nie wieżyczki.
— Ba! i wieżyczki należą do domu — ząwołało pięć, albo sześć głosów, pomiędzy którymi Ernauton poznał głos Perducasa de Picorney i Eustachego de Miradoux.
— Pani Fournichon — wołał Sainte-Maline — już północ; o dziewiątej ogień powinien być zgaszony, a ja widzę światło w jednej z twoich wieżyczek; tylko źli poddani naruszają rozkaz królewski; chcę ich poznać.
I Sainte-Maline wchodził na schody, a za nim wielu gaskończyków....
— O!... Boże!... — mówiła księżna — panie Carmainges, czy ci ludzie odważą się wejść tutaj?
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/960
Ta strona została przepisana.