Zastał ich za ogromnym stołem, obładowanym potrawami i winem; znikła z pośród nich wesołość, albowiem czuli swoję winę i myśleli tylko, jakimby sposobem pana de Carmainges przeprosić.
Stosowne kroki trafiły do celu i po pojednaniu z kolegą, wesołość zapanowała w kole biesiadniczem.
Kiedy się to działo w zajeździe pod „Pięknym rycerzem” tajemniczy domek zdawał się opuszczonym, tak był cichym i posępnym.
Na dole, w pokoju, którego okna wychodziły na dziedziniec, blade światło niepewnym gorzało płomieniem; przy nim to łysy staruszek, pakował rozmaite rzeczy, a kobieta, blada i wysmukła siedziała zamyślona.
Nagle, dało się słyszeć pukanie do bramy.
— To pewnie ten młodzieniec nieszczęśliwy, — rzekła blada niewiasta.
— Nie pani — odpowiedział staruszak — mówił on, że nie chce nas widzieć więcej, on bardzo nieszczęśliwy...
— Człowiek jego stanu, majątku i znaczenia, łatwo się może pocieszyć.
— Pani masz to samo, a jesteś niepocieszoną.
Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/964
Ta strona została przepisana.