Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/1003

Ta strona została przepisana.

Naprzód wyszukał wzrokiem Henryka.
Henryk stał obok Małgorzaty.
Zdawało się, że młodzi małżonkowie nie mogli się rozłączyć, tak się czule kochali.
Zobaczywszy Karola, Henryk wspiął konia ostrogami, i zbliżył się do szwagra.
— A! a!... — zawołał Karol. — Wziąłeś dzisiaj dziarskiego konia, a przecież nie jedziemy na zające.
I nie czekając na odpowiedź, król dodał:
— Jedźmy, panowie, jedzmy. Na dziewiątą godzinę musimy być na miejscu.
Katarzyna patrzała na tę scenę z okna Luwru.
Jej blada twarz wyglądała z pod odsłoniętej firanki.
Na znak Karola, pyszny orszak rozciągnął się, wyjechał przed bramy Luwru, i jakby lawina rozlał się na drodze, wiodącej ku Saint-Germain, pośród okrzyków ludu, witającego swego króla, jadącego na białym jak śnieg koniu.
— Co król mówił do ciebie?... — zapytała Małgorzata Henryka.
— Chwalił rączość mego konia.
— I nic więcej?